Celność broni. 1 - Przede wszystkim umiejętności.
Jednym z największych gniazd mitologii strzeleckiej pozostaje kwestia celności broni palnej. Każdy strzelec chce strzelać celnie. Niezależnie od rodzaju strzelectwa, które uprawia. Stąd wielu z nas poszukuje metod poprawy celności oddawanych strzałów.
Czy jednak mówiąc o celności zawsze mamy na myśli to samo pojęcie?
Uważam, że tak nie jest. Część osób z uporem maniaka wiąże celność niemalże wyłącznie z bronią. Osoby o większym doświadczeniu wiedzą, że za skutek strzału odpowiada zespół strzelec-broń-amunicja. Prowadzone są więc badania na temat poprawiania osiągów zawodników, amunicji i broni. W przypadku czynnika ludzkiego są to w dużej mierze kwestie osobnicze, a więc nie do końca uniwersalne. Jeśli chodzi o broń i amunicję – przeciwnie. Kwestie techniczne są niemalże jak prawo, które dotyczy wszystkich egzemplarzy broni w ten sam sposób. Łatwiej jest, w związku z tym, badać, opisywać i poprawiać możliwości broni i amunicji, niż wytrenować strzelca.
Artykuł ten wziął początek od irytującego mnie przekonania, że długość lufy broni palnej wpływa na jej celność na zasadzie "im dłuższa lufa tym lepiej". Jest to kompletna bzdura, którą chcę wyjaśnić. Przy okazji zacząłem przypominać sobie różne podobne kwestie i w końcu pomyślałem, że warto napisać dłuższy tekst na temat parametrów broni wpływających na jej celność.
Szukając dodatkowych informacji, analizując jakie kwestie należy podjąć i sprawdzając czego strzelcy chcieliby się dowiedzieć, wziąłem do ręki bardzo dobrą książkę pana profesora Ejsmonta zatytułowaną „Celność broni strzeleckiej”. Z treścią zasadniczo się zgadzam. Natomiast najważniejsze jest to, że książka została bardzo dobrze zaplanowana.
W związku z tym postanowiłem rozpocząć serię materiałów na temat celności broni czerpiąc z tejże książki ale bazując, w maksymalnym możliwym stopniu, na swojej wiedzy, doświadczeniach i prowadzonych badaniach.
Część 1
Przede wszystkim umiejętności.
Tak, jak zaznaczyłem na wstępie – łatwiej jest badać zjawiska fizyki, które rządzą celnością strzału, niż predyspozycje strzeleckie osób, które uprawiają strzelectwo.
Dlaczego tak jest? Ponieważ człowiek jest mniej przewidywalny. Cechy osobnicze różnią nas od siebie. Trudniej jest sformułować reguły, które pozwalają na uzyskanie wyników strzeleckich.
Istnieje jednak jeszcze inny problem.
Osoba zainteresowana, czyli sam strzelający, nie zawsze jest skłonna do poprawy swoich umiejętności. Trening kosztuje dużo wysiłku. Jest nudny, żmudny, długotrwały i efekt przyrastają bardzo powoli.
Bardziej atrakcyjne wydaje się kupno nowego sprzętu. Broni, amunicji, celownika, kombinezonu, mechanizmu spustowego itd. Kosztuje to pieniądze ale efekt jest natychmiastowy i bezwysiłkowy. W dzisiejszym społeczeństwie bierze to górę nad wszelkim rozsądkiem.
Czy poprawianie parametrów sprzętu jest dobrym rozwiązaniem?
Jeżeli jesteś uważnym obserwatorem, to z pewnością wiesz, że największe wysiłki dla poprawy broni, amunicji i sprzętu, czyni się wśród olimpijczyków. Tam każda, najmniejsza poprawa parametrów sprzętu może decydować o medalu.
Jednak wiele osób zapomina, dlaczego tak jest. Zawodnicy kadry strzeleckiej trenują latami. Wkładają w to tytaniczny wysiłek i godziny pracy każdego dnia. W wyniku tego docierają do granic możliwości ludzkiej perfekcji.
Dopiero wtedy – duże znaczenie ma sprzęt.
Każdy z zawodników na igrzyskach posiada zbliżone umiejętności. Zwłaszcza finaliści. Zupełnie inną sytuację mamy wśród przeciętnych strzelców. A zwłaszcza tych, którzy nie mają ochoty trenować.
Jeżeli ktoś strzela słabo, to żadna broń mu nie pomoże. Błędy strzelca zepsują każdy strzał.
Ostatecznie, to człowiek decyduje o momencie oddania strzału, o technice, o uwzględnieniu warunków itd.
Z mojej osobistej, wieloletniej obserwacji wynika, że wiele osób, chyba nawet większość, daje się ponieść modzie gadżeciarstwa. Gadżeciarstwa i lenistwa.
Po co się męczyć, skoro można kupować lepszy sprzęt?
Niestety życie to nie gra komputerowa, w której sprzęt jest sparametryzowany i ma określoną celność, a po jego wymianie na lepszy – od razu poprawią nam się wyniki.
W realnych warunkach musimy pracować na celny strzał i nasze umiejętności silnie ograniczają możliwości broni.
Dwa sztandarowe przykłady to myśliwi i zawodnicy strzelań dynamicznych.
Można powiedzieć, że należę w jakiś (mało aktywny) sposób do obu grup, więc piszę to z pokorą.
Myśliwi, którzy jeszcze do niedawna wywodzili się z bogatszych warstw społeczeństwa – mieli tradycję, która trwa do dzisiaj. Broń ma być droga i służyć w równej mierze do strzelania, jak też ustalania pozycji społecznej.
Część osób jest nieświadoma, że wpadła w tę grę. Kupują markowe sztucery i bardzo drogie lunety, których nie potrafią przystrzelać. Później zlecają zmontowanie tego w całość i wyzerowanie. Np. na dystans 50 m, bo na taki strzelają z ulubionej ambony.
To jest odległość, która pozwala na celny strzał z rewolweru, z mechanicznymi przyrządami celowniczymi. Nie potrzeba karabinu snajperskiego. A mimo, że mają aż tak niewspółmierny zapas możliwości sprzętowych – bywa, że pudłują...
I zaczyna się szukanie winnych.
Luneta – trzeba oddać do sprawdzenia albo ponownego przystrzelania. Może amunicja wadliwa? Może w broni coś zepsute? Itd.
W mojej ocenie każdy sztucer z bieżącej produkcji jest w stanie trafić monetę 50 gr z odległości 100 m. Niezależnie od ceny.
Sam kupowałem kiedyś sztucer z niższej, jak na broń myśliwską, półki. Po odpowiednim doborze amunicji strzela znacznie lepiej niż trzykrotnie droższe markowe egzemplarze.
Są wśród myśliwych wspaniali fachowcy z wielu dziedzin. W tym mistrzowie strzelań. Jednak wiele osób zachowuje się w taki sposób, jaki opisałem. Wiem, bo czasem zeruję im lunety. Nie wiem tylko czemu boją się przy mnie strzelić... Mówią "jak ty ustawisz to na pewno będzie dobrze". Racja ale będzie dobrze dla mnie. A sama budowa ciała powoduje, że inna osoba będzie miała inny punkt trafienia z takiej broni.
Łatwo jest wyczuć, że ktoś nie umie strzelać.
Druga grupa osób, które topią pieniądze w sprzęcie to zawodnicy strzelań dynamicznych. Uparłem się, żeby ich wspomnieć, bo mam przed oczami fantastyczną historię.
Jeden z typowych strzelnicowych szpanerów tłumaczył "nowemu", co ma zrobić, żeby móc cokolwiek osiągnąć. Polecił mu tani pistolet (3-4 tys. zł), później wymianę podstawowych podzespołów (z oryginału został tylko język spustowy i magazynek), po czym podsumował "no i za niecałe 10 tys. zł masz już nie taki zły pistolet!". Potworność...
Nie wiem, co ma robić ten pistolet, poza strzelaniem. Może gotować obiad, żeby w przerwie można było się posilić. Z mojego doświadczenia wynika inna rzecz. Fabryczny Glock za 2800 zł jest w stanie trafiać w cel wielkości głowy z odległości 100 m. Strzelania dynamiczne to strzelanie z przyłożenia (6-20 m), rzadko zdarza się dalszy cel.
Do czego więc potrzebna jest magiczna broń kosztująca górę pieniędzy? Może do tego, żeby uspokoić sumienie, które mówi "a może potrenujemy?".
Kiedyś nawet miałem okazję strzelać z jednej, topowej obecnie, takiej specjalistycznej broni. Za co niniejszym dziękuję, bo to mi dało do myślenia.
Zawsze miałem minimalny cień niepewności, który mówił: "a może te pistolety lepiej trzymają linię celowania przy prowadzeniu szybkiego ognia?". Nie. A kiedy opowiadałem to koledze, z którym kilka lat trenowałem, powiedział: "Nie wiesz, że jak umiesz strzelać, to dobra broń ci nie przeszkadza?". Fakt.
Jeśli opanujesz strzelanie, to ze wszystkim sobie poradzisz. Kiedy nie umiesz strzelać musisz szukać pomocy, gdzie się da.
Tak długo, jak nasze umiejętności limitują możliwości sprzętu powinniśmy zdecydować się na inne podejście:
Kup tańszą broń, a resztę pieniędzy przeznacz na trening. Najlepiej mądry trening z kimś, kto od początku wpoi ci poprawne nawyki.
Na dowód, że celne strzały są możliwe, załączam galerię z niedawnej próby sił. Klasyczna sztuczka - strzał do karty, ustawionej bokiem...
Materiał filmowy: